Nakręciłam ostatnio mych singapurskich znajomych, by polecili jakąś autentyczną knajpę z dobrym jadłem chińskim. Najlepszy sposób to odwiedzać takie miejsca z kimś mówiącym w języku kucharzy i kelnerów ;).
W menu było nawet sporo wege wersji jednak dla nich wege oznacza często, że jajko może być ;).
Dzięki mym znajomym, jedną z potraw, którą zaraz zapodam przyrządzono nam bez kuraka.
Zatem potrzebujemy:
- Kai-lan, chińskiego brokuła zwanego również chińskim jarmużem - ale myślę, że podobny efekt uzyskamy zapodając młodego brokuła z liśćmi i łodygami, jarmuż czy szpinak. Oczywiście będą lekkie różnice w smaku ;)
- czosnek
- chili
- suszone chińskie/japońskie grzyby Shiitake
- wegetariański sos ostrygowy (czyli grzybowy), który chwilowo zakupiłam jako gotowca. Ale że nie lubię konserwantów zaczynam kombinować jak zrobić go samej.
Na opakowaniu grzybów jest napisane, że wystarczy zamoczyć je na około 30 minut. Radzę zostawić je na noc, by stały się bardzo miękkie. Grzyby te nie są jakoś strasznie ufaflane - czasem nie ma z czego czyścić ale jakby co... Są dwie szkoły - starać się oczyścić je jak są jeszcze suche, by nie marnować wody z moczenia, bądź płukać je później i podgotować w nowej wodzie.
Jak już mamy oczyszczone napęczniałe grzybki to zalewamy wodą, tak by je przykryć i dodajemy kilka solidnych łyżek naszego sosu "ostrygowego", doprawiamy do ostrości i do smaku chili (może być żywe czerwone albo zielone, mogą być małe suszone czuszki, może być chili mielone czy takie z pestkami - Wasz wybór;). Gotujemy na małym ogniu.
W międzyczasie:
Brokuły dusimy na parze i bardzo al dente wrzucamy na olej, na który uprzednio rzuciliśmy czosnek (ile kto lubi) pokrojony w cienkie plasterki. Chwilę jeszcze blanszujemy i wykładamy na talerzyk, polewając wcześniej przygotowanym sosikiem Shiitake.
Do tego niesolony zwykły biały ryżyk, albo podsmażany makaron z imbirem i kiełkami i mniam!
wkrótce na http://www.neurokultura.pl/